czwartek, 16 maja 2019

"Nie umieraj do jutra" Wacław Gluth-Nowowiejski


"Nie umieraj do jutra" Wacław Gluth-Nowowiejski 



Jeden z warszawskich Robinsonów po latach postanowił spisać portret tych, którzy nie opuścili Warszawy po zakończeniu Powstania Warszawskiego. Część z nich nie mogła opuścić oblężonego miasta, ponieważ sama uczestniczyła w walkach, a pozostali nie mieli już jak wydostać się z miasta, ponieważ wszędzie znajdowało się pełno wrogich żołnierzy.

Tym sposobem zasłużyli sobie na miano Robinsonów, ponieważ tak jak kapitan nie opuszcza tonącego statku, tak samo oni postanowili zostać w stolicy do końca. Żyli w koszmarnych warunkach. W zasadzie nie można tego nawet nazwać życiem, a raczej wegetacją. Przetrwaniem z dnia na dzień. Zostali bez środków do życia, mieszkając w piwnicach, piecach, na strychach, w płonących domach. Bez jedzenia, wody. Bez ubrań w srogiej zimie. Ale przetrwali. I dzięki temu dziś możemy przeczytać świadectwo ich męstwa i ogromnej siły ducha, woli życia, które pozwoliły im przetrwać, mimo iż  wydawałoby się, że w takich warunkach byli z góry skazani na przegraną.

Książkę stanowi dziesięć opowiadań o losach takich właśnie ludzi, którzy przetrwali tam, gdzie nie mieli na to szans. Osoby walczące o wolność naszej ojczyzny. Ludzie, o których nie powinniśmy i nie możemy zapomnieć.  Zasługują na wieczną pamięć, a to właśnie umożliwił Gluth-Nowowiejski dzięki spisaniu losów warszawskich Robinsonów.

***

„Ale strzał nie pada. Niemcy zgrupowani w rejonie Ogrodu Saskiego, niezorientowani, co działo się na placu Bankowym, biorą Pęczkowskiego za swojego. Nawet na myśl im nie przyjdzie, że ten żołnierz w esesmańskim mundurze, w panterce, z niemiecką bronią, znajdujący się w środku ich stanowisk, jest powstańcem, a on jeszcze niewiele rozumie poza tym, że żyje. „



„Rany ropieją, organizm stara się wyrzucić obce ciała. Jestem mokry od ropy. Mokry jest koc, którym się przykrywam – zrzucam go na podłogę. Ropa ciurkiem leje się z łokcia. Z waty, bandaża i cuchnącej cieczy powstaje coś w rodzaju gipsu. Czuję ulgę, poprzednio każdy ruch powodował ból. A jednak coś się z tą ręką dzieje. Odginam mięsień i robi mi się słabo. W ropie wirują dziesiątki białych robaków z ciemnymi główkami. Nie chcę być żywcem zjedzony. Gniotę je z wściekłością, ale niewiele to pomaga.”

***

Czytanie tej książki było dla mnie niesamowitym doświadczeniem. Głęboko poruszającym, przywołującym największe lęki skryte głęboko w każdym z nas, a zarazem ukazującym, że nie ma rzeczy niemożliwych. Autor pisze w prostym stylu, nie stosuje upiększeń, nie podaje nam też informacji rodem z książek historycznych, ale przedstawia sytuację taką, jaka była w rzeczywistości. Przypomina mi to trochę opowiadania dziadków o czasach wojny. Po prostu historia taką, jaką zapamiętali ją ludzie, którzy mieli nieszczęście żyć w tych okrutnych czasach, a nie taka jaką znamy z kart podręcznika. Dzięki temu mogę śmiało powiedzieć, że książka jest piękna w swojej prostocie. Możemy poznać te historie takimi, jakie były, a nie suche fakty i statystyki. Każda z osób należących do warszawskich Robinsonów przeżyła swoje własne piekło, ale najważniejsze jest to, że pomimo pozornie beznadziejnej sytuacji, sytuacji bez wyjścia, udało im się przetrwać.

Niejeden raz łza zakręciła mi się w oku, ponieważ wiedziałam, że wszystko co czytam jest prawdą. Zdałam sobie też sprawę, jak wielkie szczęście mam żyjąc w tych czasach, a nie w czasie wojny. Jak wiele zawdzięczamy ludziom, którzy bez wahania oddawali własne życie i niejednokrotnie nim ryzykowali, aby wyzwolić nasz kraj. Są to ludzie, o których nie możemy zapomnieć. Cieszę się, że autor, który sam był warszawskim Robinsonem, zdecydował się opisać los swój i pozostałych ludzi, od których udało mu się uzyskać informacje.

Moje pokolenie pamiętać jeszcze będzie o wojnie, ponieważ nasi dziadkowie w niej walczyli, czy też pamiętają ją z lat dziecięcych. W każdym razie ją przeżyli i mogli nam o niej opowiedzieć. Jedni bardziej chętnie inni mniej, ale dzięki nim wiemy, jak to wyglądało. Niestety już niedługo ci ludzie odejdą. I dla kolejnych pokoleń pozostanie jedynie wiedza zasięgnięta z historii. Dlatego tak ważne wydaje się teraz, że będą one mogły czerpać wiedzę nie tych z podręczników zawierających suche fakty, często pisanych bez emocji, ale także ze świadectw ludzi, którzy ją przeżyli. Nawet jeżeli pokolenia wojenne odejdą, pozostaną po nich wspomnienia zawarte w książkach, takich właśnie jak „Nie umieraj do jutra”. Dlatego cieszę się, że mogłam przeczytać tę pozycję, mimo, że nie da się jej czytać bez emocji. Mam nadzieję, że także moi bliscy kiedyś będą mogli się z nią zapoznać, a dzięki temu pamięć o tych odważnych ludzi pozostanie nawet wtedy, kiedy ich już z nami nie będzie.


Moja ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania dziękuję @CzytamPierwszy
www.czytampierwszy.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz