"Nie umieraj do jutra" Wacław Gluth-Nowowiejski
Jeden z warszawskich Robinsonów po latach postanowił spisać
portret tych, którzy nie opuścili Warszawy po zakończeniu Powstania Warszawskiego.
Część z nich nie mogła opuścić oblężonego miasta, ponieważ sama uczestniczyła w
walkach, a pozostali nie mieli już jak wydostać się z miasta, ponieważ wszędzie
znajdowało się pełno wrogich żołnierzy.
Tym sposobem zasłużyli sobie na miano Robinsonów, ponieważ
tak jak kapitan nie opuszcza tonącego statku, tak samo oni postanowili zostać w
stolicy do końca. Żyli w koszmarnych warunkach. W zasadzie nie można tego nawet
nazwać życiem, a raczej wegetacją. Przetrwaniem z dnia na dzień. Zostali bez
środków do życia, mieszkając w piwnicach, piecach, na strychach, w płonących
domach. Bez jedzenia, wody. Bez ubrań w srogiej zimie. Ale przetrwali. I dzięki
temu dziś możemy przeczytać świadectwo ich męstwa i ogromnej siły ducha, woli
życia, które pozwoliły im przetrwać, mimo iż
wydawałoby się, że w takich warunkach byli z góry skazani na przegraną.
Książkę stanowi dziesięć opowiadań o losach takich właśnie
ludzi, którzy przetrwali tam, gdzie nie mieli na to szans. Osoby walczące o
wolność naszej ojczyzny. Ludzie, o których nie powinniśmy i nie możemy
zapomnieć. Zasługują na wieczną pamięć,
a to właśnie umożliwił Gluth-Nowowiejski dzięki spisaniu losów warszawskich
Robinsonów.
***
„Ale strzał nie pada. Niemcy zgrupowani w rejonie Ogrodu
Saskiego, niezorientowani, co działo się na placu Bankowym, biorą Pęczkowskiego
za swojego. Nawet na myśl im nie przyjdzie, że ten żołnierz w esesmańskim
mundurze, w panterce, z niemiecką bronią, znajdujący się w środku ich
stanowisk, jest powstańcem, a on jeszcze niewiele rozumie poza tym, że żyje. „
„Rany ropieją, organizm stara się wyrzucić obce ciała.
Jestem mokry od ropy. Mokry jest koc, którym się przykrywam – zrzucam go na
podłogę. Ropa ciurkiem leje się z łokcia. Z waty, bandaża i cuchnącej cieczy
powstaje coś w rodzaju gipsu. Czuję ulgę, poprzednio każdy ruch powodował ból.
A jednak coś się z tą ręką dzieje. Odginam mięsień i robi mi się słabo. W ropie
wirują dziesiątki białych robaków z ciemnymi główkami. Nie chcę być żywcem
zjedzony. Gniotę je z wściekłością, ale niewiele to pomaga.”
***
Czytanie tej książki było dla mnie niesamowitym
doświadczeniem. Głęboko poruszającym, przywołującym największe lęki skryte głęboko
w każdym z nas, a zarazem ukazującym, że nie ma rzeczy niemożliwych. Autor
pisze w prostym stylu, nie stosuje upiększeń, nie podaje nam też informacji
rodem z książek historycznych, ale przedstawia sytuację taką, jaka była w
rzeczywistości. Przypomina mi to trochę opowiadania dziadków o czasach wojny.
Po prostu historia taką, jaką zapamiętali ją ludzie, którzy mieli nieszczęście
żyć w tych okrutnych czasach, a nie taka jaką znamy z kart podręcznika. Dzięki
temu mogę śmiało powiedzieć, że książka jest piękna w swojej prostocie. Możemy
poznać te historie takimi, jakie były, a nie suche fakty i statystyki. Każda z
osób należących do warszawskich Robinsonów przeżyła swoje własne piekło, ale
najważniejsze jest to, że pomimo pozornie beznadziejnej sytuacji, sytuacji bez
wyjścia, udało im się przetrwać.
Niejeden raz łza zakręciła mi się w oku, ponieważ
wiedziałam, że wszystko co czytam jest prawdą. Zdałam sobie też sprawę, jak
wielkie szczęście mam żyjąc w tych czasach, a nie w czasie wojny. Jak wiele zawdzięczamy
ludziom, którzy bez wahania oddawali własne życie i niejednokrotnie nim
ryzykowali, aby wyzwolić nasz kraj. Są to ludzie, o których nie możemy
zapomnieć. Cieszę się, że autor, który sam był warszawskim Robinsonem,
zdecydował się opisać los swój i pozostałych ludzi, od których udało mu się
uzyskać informacje.
Moje pokolenie pamiętać jeszcze będzie o wojnie, ponieważ
nasi dziadkowie w niej walczyli, czy też pamiętają ją z lat dziecięcych. W każdym
razie ją przeżyli i mogli nam o niej opowiedzieć. Jedni bardziej chętnie inni
mniej, ale dzięki nim wiemy, jak to wyglądało. Niestety już niedługo ci ludzie
odejdą. I dla kolejnych pokoleń pozostanie jedynie wiedza zasięgnięta z historii.
Dlatego tak ważne wydaje się teraz, że będą one mogły czerpać wiedzę nie tych z
podręczników zawierających suche fakty, często pisanych bez emocji, ale także
ze świadectw ludzi, którzy ją przeżyli. Nawet jeżeli pokolenia wojenne odejdą,
pozostaną po nich wspomnienia zawarte w książkach, takich właśnie jak „Nie
umieraj do jutra”. Dlatego cieszę się, że mogłam przeczytać tę pozycję, mimo,
że nie da się jej czytać bez emocji. Mam nadzieję, że także moi bliscy kiedyś
będą mogli się z nią zapoznać, a dzięki temu pamięć o tych odważnych ludzi
pozostanie nawet wtedy, kiedy ich już z nami nie będzie.
Moja ocena: 9/10
Za możliwość przeczytania dziękuję @CzytamPierwszy
www.czytampierwszy.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz