niedziela, 1 grudnia 2019

„Tatuażysta z Auschwitz” Heather Morris



Obraz może zawierać: 2 osoby, uśmiechnięci ludzie

Lale trafił do Auschwitz, kiedy jako młody mężczyzna zdecydował się wyjechać do pracy. Z pewnością nie spodziewał się tego, co tam zastał. Już pierwszego dnia zdecydował, że zrobi dosłownie wszystko, aby przetrwać. Udało mu się zostać tatuażystą, a w obozie była to pozycja wiążąca się z wieloma przywilejami, jak chociażby dodatkowe racje żywieniowe czy samodzielny pokój. W dniu, w którym tatuował Gitę wszystko się zmieniło. Mężczyzna postanowił, że musi ją uratować, bo chce spędzić z nią resztę swoich dni na wolności. Wierzył, że to się uda. W tym przypadku miał rację, jednak ich droga do wolności była bardzo długa i naznaczona cierpieniem. Po wyjściu z obozu musieli na nowo się odnaleźć, by móc spędzić razem resztę swojego życia z piętnem obozu już na zawsze obecnym w ich codzienności.

***

„ – Po co ci ta torba? – wtrąca Jurek, urażony, że dostał reprymendę w obecności Lalego.
- Mam tu swoje narzędzia. Tatuuję nimi więźniom numery. Jestem Tatowierer.
- Musisz mieć sporo pracy – rzuca Wiktor.
- Czasem tak. Nigdy nie wiem, kiedy przyjedzie transport, ani jak duży.
- Słyszałem, że ma być jeszcze gorzej.
- Możesz mi coś o tym powiedzieć?
- Ten budynek. Widziałem plany. Nie spodoba ci się, jak się dowiesz co to będzie.
- Na pewno nic gorszego niż to, co już jest. – Lale wstaje, opierając się o stos cegieł.
- Nazywa się to krematorium numer jeden – mówi cicho Wiktor i odwraca wzrok.
- Krematorium. Numer jeden. Czyli możliwe, że będzie też numer dwa?
- Przykro mi, mówiłem, że ci się to nie spodoba.”

***

Sama nie wiem, jak odnieść się do tej książki. Jako fikcja literacka byłaby to ciekawa powieść ukazująca siłę miłości, nawet w trudnych czasach. Autorka jednak twierdzi, że jest ona oparta na faktach. A w tym przypadku już nie jest tak kolorowo, ponieważ według mnie temat obozów został potraktowany z ogromnym przymrużeniem oka. Czytając książkę można odnieść wrażenie, że wszystko co znamy z kart historii jest jednym wielkim oszustwem, a obozy wcale nie były takie złe, za jakie powszechnie się je uważa. I tutaj zaczyna się problem, ponieważ znamy zbyt wiele przekazów bezpośrednio od osób, które przeżyły obozy zagładę i wiadomym jest, ze do końca życia byli naznaczeni ogromnym piętnem cierpienia, które ich spotkało i bezduszności ze strony potworów (bo na pewno nie można ich nazwać ludźmi), których tam spotkali. Dlatego pod kątem historycznym jestem oburzona brakiem wiedzy autorki na temat, który poruszyła. Mogła zaznaczyć, że chce jedynie skupić się na sile miłości, a nie wplatać nieprawidłowe informacje w książce.
Podsumowując dziwi mnie, że książka uznawana jest za opartą na faktach i nie rozumiem fenomenu, który pozwolił jej zostać bestsellerem. Ale widocznie reklama dźwignią handlu. Jako fikcja literacka byłaby całkiem niezła, natomiast jako oparta na faktach gryzie się z tym co znamy z karty historii i niestety zawiera wiele nieścisłości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz